***3***
Pięciolatka obejrzała się za siebie. Inne dzieci zajęte były zabawą, a opiekun – pilnowaniem malców. Nie zauważą zniknięcia dziewczynki aż do obiadu.
-Kici, kici – szepnęła
do smukłego kota o umaszczeniu podobnym do rysia. - Cześć, Kiciu.
Jestem Tracie. Wiesz, kto to Cristie?
Kocica (to bez wątpienia
była ona) usiadła.
-Uciekła, bo nie
chciała być adoptowana. Wiesz, Kiciu, co to znaczy? Jakaś rodzina
chciała ją mieć. Tylko ona nie chciała być ich. Pójdę za nią,
wiesz, Kiciu? Pójdę. Bo Cristie poszła na wschód. Idziesz ze
mną, Kiciu? Na wschód?
-Miau...
-Fajnie. To chodźmy,
Kiciu. Na wschód. Za Cristie. Bo ja nie chcę zostać tu sama, bez
niej.
Chcąc, nie chcąc,
kocica ruszyła za nią. Kiedy zaczęło się szarzeć, kocica
wybiegła naprzód, po czym skręciła w las. Przystanęła na skraju
i obejrzała się za siebie, by mieć pewność, że dziewczynka za
nią idzie. Miauknęła znacząco. Gdzieś w głowie Tracie usłyszała
szept:
Chodź za mną.
-Iść
za tobą, Kiciu?
-Miau.
-No,
dobrze. A znajdziesz drogę powrotną na trakt?
Prychnęła.
Ona miałaby zgubić się w lesie!?
Pospiesz
się. Chodź!
Ruszyły
przez las. Otaczające je drzewa rzucały ciemne cienie, od których
ciarki przechodziły po plecach, najlżejszy szelest sprawiał, że
włosy stawały dęba. Tracie jednak się nie bała. Z dziecięcą
naiwnością wierzyła, że wędrująca z nią kocica ją obroni.
Sama „opiekunka” dziewczynki nie okazywała choć cienia lęku
czy niepokoju. Doskonale widziała wszelkie szczegóły i dobrze
wykorzystywała swój wzrok, przypatrując się co
charakterystyczniejszym pniom. W końcu doszły do dębu, którego,
całkiem wysokie, porośnięte mchem korzenie tworzyły coś na
kształt niecki, wypełnionej liśćmi. Sprawdziwszy, czy nie widać
ich z traktu, kocica położyła się w niej, dając znak Tracie, by
zrobiła to samo.
Na
dziś koniec wędrówki.
-Masz
rację, Kiciu – westchnęła dziewczynka. - Trzeba już odpocząć.
Zrobiło się ciemno...
Tracie
ułożyła się wygodnie obok kocicy, otuliła się szczelnie
kurteczką w kolorze brudnej zieleni. Zasnęła niemal natychmiast,
posapując z uchyloną buzią. Kocica również się zdrzemnęła,
jej sen był jednak bardzo czujny; cały czas pozostawała w
gotowości do ucieczki, lub – co bardziej prawdopodobne – ataku.
Wstała około czterech godzin później, krótko po północy.
Otrzepała się i przeciągnęła, jak to koty mają w zwyczaju. Lecz
nie tylko one... Spojrzała na Tracie i odeszła kawałek w głąb
lasu. Słyszała leśne zwierzątka, wyczuwała węchem ich zapachowe
ślady, prowadzące do, tylko teoretycznie, bezpiecznych kryjówek. W
praktyce pozostawały łatwym celem dla drapieżnika. A drapieżnikiem
była kocica.
Nagle
zmieniła się w szesnastoletnią dziewczynę. Niemal natychmiast
pożałowała zmiany. Jej kocie zmysły uległy osłabieniu, ale
wciąż pozostawały wyczulone w stosunku do zwykłych ludzi. Choć
nie wyczuwała już zbyt dobrze zapachów zwierząt, nadal mogła bez
większego trudu wytropić królika. Poprawiła torbę na ramieniu,
sięgnęła do kołczanu po strzałę, którą nałożyła na cięciwę
łuku, dotychczas trzymanego w prawej dłoni.
Coś
się za nią poruszyło. Coś niedużego. Napięła łuk. Zwolniła
pocisk, obracając się. Jeśli ktoś by ją obserwował,
stwierdziłby, że nie wycelowała. Błąd. Wycelowała, ale zajęło
jej to ułamek sekundy. Trafione zwierzę zakwiliło cicho z bólu i
zaskoczenia, potem jednak nie poruszyło się i nie wydało żadnego
dźwięku. Poczuła zapach świeżej krwi.
Wróciła
do Tracie, niosąc królika. Położyła go na kamieniu, by usunąć
to, co nie nadawało się do zjedzenia. Rozpaliła małe ognisko, tak
małe, by nikt nie zauważył światła ani dymu. Umieściła
zwierzątko na prowizorycznym rożnie, zrobionym z trzech patyków i
zmieniła się w kota. Tak, w tej pozycji było o wiele wygodniej.
Usiadła na ziemi, przyglądając się dziewczynce.
Dziewczynka
była mniejsza i szczuplejsza, niż większość dzieci w jej wieku.
Ruda czuprynka opadała falami do chudych ramion. Skóra zdawała się
lśnić w blasku ognia, za dnia miała lekko opalony odcień. Mały
nosek otaczały setki drobniutkich piegów, a oczy, które teraz były zamknięte, miały zielone tęczówki. Lekko uchylone usta
odsłaniały równe, białe zęby. Drobne dłonie ukryła pod kurtką.
Nikt
nie wiedział, jak i dlaczego znalazła się w sierocińcu. Była tam
od wieku niemowlęcego. Siłą rzeczy, nie mogła nic pamiętać
sprzed tamtego czasu. Nie wiedzieć czemu, Cristie szybko zaczęła
się nią opiekować. Tracie zawsze uważała ją za chodzący ideał
i cały czas podążała za nią. Były dla siebie jak siostry. Jeśli
tylko mogły, spędzały czas ze sobą. Nic więc dziwnego, że
postanowiła uciec z nią.
***
Dłuższy
czas później małą dziewczynkę obudził zapach pieczeni.
Przetarła oczy i zobaczyła ognisko, na którym piekł się królik.
Obok siedziała kocica, która ewidentnie się do niej UŚMIECHAŁA.
Przetarła oczy, niewyspana, i ziewnęła.
-To
dla mnie, Kiciu?
-Miau.
Kotka podeszła do niej, stanęła na prostych łapach. Zaczęła rosnąć,
ogon i sierść znikały, uszy zmalały, kocia mordka zmieniła się
w twarz, włosy urosły. Wszystko to trwało mniej, niż sekundę. Usta
dziewczynki już otwierały się do krzyku, lecz postać stłumiła
wrzask ręką, tak, że z jej ust wydobył się tylko dziwny,
nieartykułowany odgłos.
-Cicho,
Trace! To ja – syknęła.
-Cristie!
- szepnęła z ulgą pięciolatka i przytuliła się do przyjaciółki tak mocno, że dziewczynie zabrakło powietrza w płucach.
~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że dopiero teraz :) mam nadzieję, że się podoba ;)
/Dizzy
Zawsze ciężko mi napisać coś w komentarzu, bo często nie potrafię opisać uczuć, które pojawiają się po przeczytaniu. Generalnie rozdział naprawdę fajny, lekko się czytało i to najważniejsze - ale jest krótki! Kobiety kochane, obie, rozdziały mają się nie kończyć! Taka dygresja moja, a wracając do głównego tematu, to naprawdę fajna jest więź stworzona między dziewczynami. :) Jednak dziwi mnie, że Tracie słyszała w głowie głos i się nie zdziwiła "skąd;jak;dlaczego", ale skoro wspominałyście, że akcja dzieje się w średniowieczu i z tego powodu uczą sztuki posługiwania się bronią, to być może to normalne... Nie wiem. :) Ale z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, szybciutko!
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Nie bój się Crucio, my się dopiero rozkręcamy :) Mamy nadzieję, że będzie coraz lepiej :) To dopiero początek, więc może nie ma jakiejś bardzo rozbudowanej akcji, ale poczekaj troszkę, to się przekonasz na co nas stać :) Nie piszę więcej, dam się wypowiedzieć na ten temat Dizzy, bo to jej rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
~Raving <3
Krótki - wiem. Ale to Raving pisze tasiemce... Ogólnie miał być jeszcze krótszy, ale kiedy zaczęły powstawać kolejne rozdziały - w wersji papierowej - dopiero okazało się, że powinien być dłuższy. I musiałam porozciągać gdzie się dało, nie zmieniając zbytnio akcji - mówię wam, mega trudne zadanie! Hmm, co do tego głosu... nie spodziewałam się, że będzie aż tyle pytań... Tracie to bardzo mocno, hmm, ufająca osoba. Nie zastanawia się zbytnio nad wieloma istotnymi dla Was szczegółami. Ma tylko pięć lat, ale ufa. Po prostu, bez zastanowienia. Było to dla niej oczywiste, że wie, czego "Kicia" chce. Na podobnej zasadzie jak my rozmawiamy ze swoimi kotami i psami: wydaje nam się czasami, że telepatycznie odpowiadają, a tu jest tak naprawdę. Mam nadzieję, że w miarę jasno wytłumaczyłam :)
OdpowiedzUsuńpozduffka
~Dizzy <3